Interview with Marcin Feder (Polish version)

Marcin FederMarcin Feder pracuje jako tłumacz ustny w Parlamencie Europejskim od 2003 roku i jest kierownikiem Działu Tłumaczeń Ustnych (Języka Polskiego) od 2012 roku. Marcin Feder studiował na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (ukończył studia magisterskie na kierunku: filologia angielska, jak i studia doktoranckie na kierunku: lingwistyka). Był także stypendystą prestiżowego amerykańskiego programu „Junior Fulbright Scholarship”, oferującego m.in. stypendia badawcze w Instytucie Studiów Międzynarodowych w Monterey. Marcin Feder tłumaczy w trzech kombinacjach językowych: polski (język A, czyli język ojczysty tłumacza), angielski (język B, czyli język aktywny porównywalny do poziomu języka ojczystego tłumacza), szwedzki (język C, czyli język bierny, oznaczający, że tłumacz rozumie dany język, ale nie posługuje się nim na tyle płynnie, aby tłumaczyć czynnie). Poza pracą Marcin Feder interesuje się wykorzystywaniem tabletów w kabinie tłumaczeniowej i wszelkiego rodzaju rozwiązaniami dotyczącymi elektronicznego obiegu dokumentów, a także jest biegaczem długodystansowym.

Wywiad stanowi moje autorskie tłumaczenie z angielskiego oryginału.

1. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w maju 2004 roku znacznie wpłynęło na powszechne użycie języka polskiego. Było to spowodowane koniecznością dostosowania polskiego systemu prawnego do prawa unijnego. Jak ta sytuacja polityczna wpłynęła na współczesny język polski?

Nie jestem przekonany, czy jestem odpowiednią osobą, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Pochodzę z rodziny prawniczej (także prawniczo-lingwistycznej), byłem tłumaczem sądowym, stąd jestem świadomy, że trudności w tłumaczeniach wynikają głównie z konieczności przystosowania sytemu prawnego krajów członkowskich UE do systemu unijnego, który nie jest bezpośrednio oparty na prawie poszczególnych krajów. To czyni transpozycję (przeniesienie) bardzo trudną, także pod względem językowym. Mam przez to na myśli, że wprowadza się nowe koncepcje i pojęcia, które są obce dla wielu krajowych systemów prawnych lub określają pewną terminologię odmiennie (koncentrując się na stosowaniu terminologii prawniczej, która całkowicie odbiega od potocznie używanego języka). To ostatnie zjawisko jest powszechnie znane w krajowych systemach prawnych, jednak nieczęsto dokonuje się przenoszenia aktów prawnych z jednego systemu do innego, co jest na porządku dziennym w UE.

2. W sprawozdaniu o stanie ochrony języka polskiego przygotowanego przez Radę Języka Polskiego w 2013 roku wspomniano, że polskie dokumenty prawne tłumaczone w instytucjach unijnych zawierają mnóstwo angielskich zapożyczeń językowych. Powstało nawet nowe polskie pojęcie („brukselizmy”) na określenie tego zjawiska. Jak postrzega Pan tę sytuację z punktu widzenia osoby pracującej jako tłumacz w instytucjach unijnych?

Niestety muszę się w dużym stopniu zgodzić z tym raportem. Kilka lat temu, razem z moimi kolegami, zaprosiłem specjalistę w dziedzinie języka polskiego, aby ocenił naszą pracę tłumaczeniową z punktu widzenia języka rodzimego.
Czekaliśmy na cenne komentarze, które pomogą nam ulepszyć naszą codzienną pracę w zakresie gramatyki, operowania językiem czy fonetyki. Jedną z pierwszych i najbardziej szokujących obserwacji, jakie specjalistka poczyniła, były kłopoty ze zrozumieniem komunikatu nadawanego przez nas. Nie dlatego, że źle wykonujemy naszą pracę, ale dlatego, że nadawaliśmy słowom i pojęciom (mam tutaj na myśli pracowników instytucji unijnych w ogóle) zupełnie nowe znaczenia związane z tematyką unijną. Muszę przyznać, że nasza praca i jakość wykonywanych przez nas tłumaczeń ustnych jest często doceniana przez naszych klientów. Uważam jednak, że nie ma aż tak wielkiej liczby zapożyczeń i kalek językowych w naszych tłumaczeniach. Tworzone są jednak nowe pojęcia, niestety bardzo zawiłe i niezrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy, który próbuje zapoznać się z unijnym tekstem lub słucha naszych tłumaczeń. Ten język jest bardzo hermetyczny, co jest głównym źródłem problemów. Innym poważnym problemem jest składnia, gdyż nasze zdania (tworzone w kontekście unijnym) są przesadnie rozbudowane, co dodatkowo utrudnia zrozumienie tekstu. Postanowiliśmy pisać znacznie krótsze zdania, przez co bardziej naturalne dla odbiorcy. Patrząc jednak teraz na moje odpowiedzi, nie jestem już pewny, czy udało mi się osiągnąć ten cel.

3. Czy uważa Pan, że język polski powinien być bardziej chroniony przed anglicyzmami, czy być może powinniśmy uczynić go bardziej żywym i współczesnym poprzez przejęcie angielskich zapożyczeń językowych, co sprawi, że nasz rodzimy język skorzysta z wszechobecnego zjawiska globalizacji?

Nawet jeśli istnieje polityka ochrony języka polskiego i podejmowane są wspólne działania, aby wprowadzić nowe słowa i pojęcia w naszym rodzimym języku, wciąż powinniśmy pamiętać, że wiele z nich jest zapożyczanych spontanicznie i naturalnie na co dzień. Wydaje mi się, że tworzenie takiej sztucznej poniekąd ochrony języka spowoduje powstanie przepaści językowej pomiędzy „sztucznie ukutą” terminologią polską w języku oficjalnym a zapożyczeniami używanymi w języku potocznym. W rezultacie stworzony język będzie napisany czy mówiony poprawną polszczyzną, ale przez to może stać się nawet jeszcze bardziej niejasny dla przeciętnego odbiorcy niż zwroty zapożyczone z języka angielskiego.

4. Jaka jest Pana opinia o wielojęzycznej, elektronicznej bazie terminologii IATE (Inter-Active Terminology for Europe – Interaktywna Terminologia dla Europy) dostępnej w Internecie dla każdego? Czy używa Pan IATE i poleca ją swoim pracownikom (dziewiętnastu tłumaczom ustnym i około 130 osobom pracującym na zlecenie)? Jak polska baza terminologiczna może zostać udoskonalona?

Osobiście korzystam w pracy z „wewnętrznej” IATE (część bazy terminologicznej IATE, która nie jest jeszcze dostępna publicznie) i wiem, że niektórzy moi współpracownicy także mają do niej dostęp i z niej korzystają, natomiast pozostali korzystają z wersji IATE dostępnej publicznie. Zanim zostałem kierownikiem Działu Tłumaczeń Ustnych (Języka Polskiego), byłem terminologiem koordynatorem w polskiej kabinie w Parlamencie Europejskim, stąd przywykłem do używania sprawdzonych źródeł i narzędzi zawierających potrzebne słownictwo, takich jak chociażby baza IATE. Pamiętam, że zorganizowałem także kilka szkoleń z IATE dla mojego zespołu. Byłem także członkiem polskiej, międzyinstytucjonalnej grupy terminologicznej, w której skład wchodzili wszyscy lingwiści z różnych instytucji unijnych. Mieliśmy spotkania dwa razy w roku i większość z nich była poświęcona właśnie koordynacji dostępnej terminologii. Stąd wiem, że polska baza terminologiczna IATE zawiera rzetelne i sprawdzone słownictwo. Te spotkania i współpraca były naprawdę wyjątkowe i cenne, stąd nadal staram się (wraz z moim następcą) w nich uczestniczyć, jeśli tylko pozwala mi na to czas.

5. Osoby odbywające staż w dziale terminologii w TermCoord (Terminology Coordination Unit of the European Parliament – Dział Koordynacji Terminologicznej w Parlamencie Europejskim) mają niepowtarzalną okazję, aby pracować nad wybranym projektem terminologicznym, zgodnym z ich zainteresowaniami. Jaką tematyką powinny się zająć obecnie?

W mojej opinii – wszelkim słownictwem związanym z ekonomią, Jest to jedna z najtrudniejszych dziedzin do tłumaczenia w języku polskim, a przy tym obecnie wyjątkowo popularna. Naprawdę potrzebujemy polskich odpowiedników w tej dziedzinie, które będą pochodziły z solidnych i sprawdzonych źródeł i instytucji, aby móc poradzić sobie z tą jakże zawiłą dziedziną.

6. Został Pan nagrodzony prestiżową Nagrodą Ministra Edukacji Narodowej i Sportu za współautorstwo „Nowego Słownika Kościuszkowskiego”. Czy może Pan nam zdradzić tajniki pracy leksykografa?

To było szesnaście lat temu, ale wciąż mam to przed oczami, gdyż była to jedna z moich największych przygód zawodowych. Jestem bardzo dumny z tej pracy i z tego, co udało nam się osiągnąć jako zespół. Projekt rozpoczął się w 1999 roku, o ile pamięć mnie nie myli, a więc w czasach, gdy nie było jeszcze dostępu do szerokopasmowego Internetu. Wciąż pamiętam czas spędzony za biurkiem, gdy byłem otoczony stertami słowników i innych pomocy naukowych leżących niemalże wszędzie: na podłodze, stole, krzesłach – tak, żebym zawsze miał je pod ręką w razie potrzeby. Jeśli nie mogłem znaleźć czegoś w książkach, notowałem te słowa, a pod koniec dnia wreszcie korzystałem z kosztownego połączenia modemowego i spędzałem trochę czasu na szperaniu w Internecie, aby znaleźć odpowiedź. Jeśli to nie pomagało, radziłem się polskich lub angielskich specjalistów w różnych dziedzinach i przedstawiałem im swoje wątpliwości związane z tłumaczeniem konkretnego słowa lub zwrotu. Ta praca była naprawdę czasochłonna i chociaż może wydawać się wielu osobom nudna, byłem z niej bardzo zadowolony i sprawiała mi ona dużo radości. Musiałem jednak zrobić przerwę w tym projekcie, gdyż dostałem stypendium w amerykańskim programie „Junior Fulbright Scholar”, który był związany z moją pracą doktorską. Po powrocie ze stypendium zostałem ponownie zaproszony do udziału w tym projekcie i nawet zostałem awansowany na współredaktora drugiego tomu „Nowego Słownika Kościuszkowskiego”. Zatem oprócz tego, że pracowałem jako leksykograf, byłem również odpowiedzialny za redagowanie pracy moich kolegów.

7. Jakie jest Pana zdanie na temat nowoczesnych sposobów nauki języków obcych, jak chociażby korzystanie z najnowszych technologii, mediów społecznościowych czy narzędzi cyfrowej komunikacji?

Te wszystkie możliwości dają niepowtarzalna okazję, aby naprawdę wgłębić się w meandry danego języka. Wszystko jest teraz tak łatwo dostępne, a dodatkowo dzięki specyfice nowych mediów jesteśmy w stanie śledzić na bieżąco wszystkie zmiany zachodzące w danym języku. Nie chciałbym brzmieć jak staruszek, ale kiedy studiowałem anglistykę, używaliśmy zwykłych podręczników (co oczywiście było dobre) i mieliśmy bardzo ograniczony dostęp do mediów anglojęzycznych, gdyż była to epoka „prehistoryczna”, jeśli porównać ją z obecnymi czasami nowych technologii, internetu itd. Przypuszczam jednak, że byliśmy wtedy bardziej skupieni na nauce i mniej rozproszeni niż ma to miejsce teraz. Obecnie z jednej strony jesteśmy przytłoczeni ilością źródeł, ale z drugiej strony niektóre z nich mogą nie być wiarygodne, więc musimy być bardziej uważni. Niemniej jednak jestem zafascynowany ogromem możliwości formalnej bądź nieformalnej nauki języka, jak chociażby wszelkie kursy on-line, MOOCs czy też iTunes U.

8. Pana językiem ojczystym jest polski, ale perfekcyjnie włada Pan też językiem angielskim, szwedzkim i francuskim. Poza tym zna Pan język niemiecki i rosyjski. Czy może Pan zdradzić nam swoje sposoby na bycie poliglotą?

W moim przypadku odpowiedź jest bardzo prosta – ciężka praca i jeszcze raz ciężka praca, gdyż nie sądzę, żebym miał wrodzoną zdolność do nauki języków obcych, nie dorastałem też w środowisku wielojęzycznym, jak moje dwie córki, czego im zresztą bardzo zazdroszczę. W skrócie – mnóstwo godzin spędzonych na nauce gramatyki, czytania, pisania i mówienia, jak również tworzenia różnych list słówek, czyli jednym słowem „stara szkoła” – nauka przez powtarzanie. Aby uczynić tę metodę jeszcze bardziej staroświecką – mnóstwo czytania dobrej literatury i do tego szczypta bardziej nowoczesnych rozwiązań, jak słuchanie podcastów i audiobooków, tak pokrótce. Moim pierwszym językiem był rosyjski, którego uczyłem się przez cztery lata w szkole podstawowej i kolejne cztery lata w szkole średniej, kiedy też zacząłem uczyć się języka angielskiego. Kiedy skończyłem szkołę średnią w 1992 roku, język angielski wydawał mi się całkiem rozsądnym wyborem studiów i dalszej kariery zawodowej. Postanowiłem zdawać na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na tamtejszą anglistykę, na którą się dostałem i miałem ogromne szczęście spotkać najlepszych nauczycieli, jakich miałem kiedykolwiek w życiu. Tam zacząłem także przygodę z językiem niemieckim i przez rok uczyłem się łaciny. W międzyczasie studiowałem równolegle język hiszpański. Niestety trwało to tylko jeden semestr, gdyż dostałem propozycję wyjazdu na stypendium do Irlandii, którą oczywiście przyjąłem i dzięki temu ukończyłem podstawowy kurs języka irlandzkiego (galijskiego). Język szwedzki był dosłownie moją „drugą miłością”. Moja przyszła żona studiowała na tym samym uniwersytecie, więc poza wielkim uczuciem, jakim ją darzyłem, zakochałem się także w języku szwedzkim. Wprawdzie musiałem czekać kolejne dziesięć lat, żeby rozpocząć naukę, ale ostatecznie zdołałem to zrobić, dzięki ogromnej zachęcie i wsparciu ze strony Parlamentu Europejskiego. Język francuski był w tym momencie naturalną koleją rzeczy, gdyż mieszkałem i pracowałem w Belgii. Próbowałem także nauczyć się języka niderlandzkiego, ale musiałem zrezygnować z tego kursu, gdy zostałem kierownikiem Działu Tłumaczeń Ustnych (Języka Polskiego) i zwyczajnie nie miałem już na to czasu. Jak widać, jest wiele kursów językowych, które zacząłem, ale których nie udało mi się ukończyć, nad czym wciąż bardzo ubolewam.

9. Wspomniał Pan, że nie wychowywał się w środowisku dwujęzycznym jak Pana dwie córki. Czy może Pan nam powiedzieć o zaletach i wadach dorastania w środowisku dwujęzycznym?

Zacznę od wad, które dla wielu są znacznie mniej oczywiste. Przede wszystkim, wierzę i zauważyłem, że jest bardzo ciężko utrzymać idealny poziom między dwoma językami. Jeden lub drugi, czy też nawet trzeci czy każdy kolejny, będzie – chociażby minimalnie – zawsze językiem dominującym nad innymi na poszczególnych etapach życia. Wkładamy wiele wysiłku w dwujęzyczne wychowanie dzieci, aczkolwiek nie zawsze jest to dla nich łatwe. Pomimo, że jesteśmy rodzimymi użytkownikami języka polskiego oraz zawodowymi lingwistami, a nasza starsza córka wychowuje się w środowisku polskojęzycznym (komunikujemy się w tym języku na co dzień) i jest otoczona przez polskie książki i media, to wciąż wysyłamy ją na zajęcia z języka polskiego. Nawiasem mówiąc, jestem zdania, że niestety polskie media nie są już dobrym wzorcem językowym. Młodsza córka jest wciąż jeszcze za mała, aby poddać ją tak ciężkiej próbie. Pamiętam opowieść mojej koleżanki, która zrelacjonowała mi dokładnie, to o czym pokrótce wspomniałem. Opowiedziała mi, jak bardzo bywała wściekła na swoich rodziców w przeszłości, a teraz to wszystko bardzo docenia i jest im bardzo wdzięczna. Mam nadzieję, że tak samo będzie w przypadku moich dzieci i że mnie nie znienawidzą, a także będą przynajmniej wdzięczne w przyszłości. Zalety wydają mi się całkowicie oczywiste. Poza tym, że dzieci są w stanie komunikować się biegle w dwóch lub większej liczbie języków, są także bardziej świadome wielokulturowości, co – jak myślę – znacznie wzbogaca ich życie i czyni je bardziej otwartymi na innych ludzi i nowe doświadczenia. Najprościej mówiąc, jesteś świetnie przygotowany do stawiania czoła światu i odnalezienia się w tych innych „rzeczywistościach”.

10. Jest Pan kierownikiem Działu Tłumaczeń Ustnych (Języka Polskiego) w Parlamencie Europejskim. Jak scharakteryzowałby Pan swoją pracę? Jakie są wyzwania, najlepsze praktyki i obecne trendy związane z tłumaczeniem ustnym?

Przede wszystkim, kierownik Działu Tłumaczeń Ustnych (Języka Polskiego) nadal pozostaje tłumaczem ustnym. Poza tym, że pracuję jako tłumacz ustny w kabinie, jestem także odpowiedzialny za prowadzenie bieżących spraw administracyjnych w podlegającej mi jednostce. Ogólnie mówiąc – jestem też kierownikiem ds. zarządzania relacjami ludzkimi. Natomiast najważniejsza w mojej pracy jest pewność, że mój zespół ma możliwość dalszego rozwoju zawodowego, poprzez chociażby udział w kursach językowych (zarówno w szkoleniach wewnętrznych, jak i zewnętrznych), jak i ogólnych dostępnych kursach. Próbuję także zaangażować ich w różne projekty, które mogą być dla nich przydatne, takie jak chociażby zajęcia wirtualne, wizyty studentów czy też egzaminy końcowe na uczelniach) lub też szkolenia wewnętrzne. Wprowadziliśmy także lub zamierzamy wprowadzić kilka projektów polegających na tym, że jedni pracownicy szkolą innych w dziedzinach, w których czują się najlepiej. Organizujemy także wewnętrzne seminaria i szkolenia wymiany koleżeńskie (zwłaszcza, jeśli zamierzamy wprowadzić dodatkowy język) i zapewniamy wzajemną ocenę dotychczasowej pracy. Głównym wyzwaniem, z którym obecnie musimy się zmagać, jest wysoce techniczny charakter posiedzeń (jest to główna zmiana wynikająca z wprowadzenia traktatu lizbońskiego), szybkie tempo tłumaczenia ustnego (nie chciałbym tutaj zbytnio wchodzić w szczegóły, ale ogólnie przyjętym tempem jest około 120 słów na minutę lub nieco mniej dla zapewnienia optymalnego poziomu tłumaczeń. Jest naprawdę ciężko dokonywać szybszego tłumaczenia ustnego niż wspomniałem i mam ogólne wrażenie, że mimo, iż nie mamy na to niezbitych dowodów, to często przekraczamy ten założony próg tłumaczeń i wciąż robimy świetną robotę!), a wreszcie fakt, że językiem angielskim często posługują się osoby niebędące rodzimymi użytkownikami tego języka. Udało mi się także zaobserwować, że dosyć często odbywamy wyjazdy służbowe i poza stałą pracą w komitetach, mamy mnóstwo innych zleceń, np. indywidualne tłumaczenia ustne (tłumaczenia wykonywane specjalnie dla danej osoby), specjalne wydarzenia i zgromadzenia, takie jak: tłumaczenia towarzyszące, arbitraże i rozmowy trójstronne. Można powiedzieć, że obłożenie pracą jest bardzo wysokie i jednym z głównych wyzwań jest równomierny przydział pracy, o ile jest to w ogóle możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszelkie obsługiwane przez nas kombinacje językowe.

11. Jak wymagające jest tłumaczenie ustne z języka angielskiego, jeśli mówcy nie są rodzimymi użytkownikami języka? Jakie największe trudności napotykacie Państwo?

Nie ważne, jak bardzo dobrze posługujesz się językiem obcym, wciąż musisz mieć na uwadze, że jest to właśnie język obcy. Dla mnie oznacza to, że nigdy nie będziesz w stanie wyrazić się w nim tak łatwo, elokwentnie, precyzyjnie i jasno jak w swoim ojczystym języku. Czasem zdaje się, że porozumiewanie się w języku angielskim, który jest teraz uznawany za wspólny język, czyni tę komunikację znacznie łatwiejszą i szybszą, ale tym samym wprowadza też pewne ograniczenia w przekazie. To sprawia, że tłumaczenie ustne staje się jeszcze bardziej skomplikowane. Nie wspominając już o takich błahostkach jak problemy z doborem odpowiednich słów, stosowaniem poprawnych form gramatycznych czy też wymową.

12. W pracy doktorskiej dokonał Pan oceny CAT (computer-assisted translation – tłumaczenie wspomagane komputerowo). Jaki jest Pana pogląd na najnowsze programy komputerowe wspomagające tłumaczenia? Czy uważa Pan je za istotne wsparcie?

Zawsze uważałem i nadal jestem tego zdania, że CAT jest wspaniałym dodatkiem do pracy człowieka. Tłumaczenie wspomagane komputerowe zapewnia wyższą jakość i nadaje spójność tekstowi, lecz jest tylko narzędziem wspomagającym pracę tłumacza, jak słusznie zauważyłaś. Praca człowieka jest tu nieodzowna. Obroniłem doktorat czternaście lat temu i może nie jestem już tej dziedzinie na bieżąco, ale wciąż staram się śledzić jej rozwój i jestem całkowicie spokojny o to, że na razie nie są one w stanie całkowicie zastąpić prac tłumacza (zarówno pisemnego, jak i ustnego).

13. Pracował i pracuje Pan jako tłumacz ustny w Parlamencie Europejskim. Poza tym pracował Pan jako tłumacz pisemny i ustny w Poznaniu, gdzie również był Pan wykładowcą na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Jak zdołał Pan osiągnąć tak wielki sukces w tylu dziedzinach?

Mam nadzieję, że odniosłem względny sukces, ale nie mnie to oceniać – to pozostawiam do oceny moim kolegom, zwierzchnikom, studentom oraz byłym i obecnym klientom. Myślę, że się powtórzę, ale to wszystko zawdzięczam ciężkiej pracy. Do tej pory nie znam żadnego innego sposobu. Tak mnie zresztą wychowano i w takim podejściu do pracy dorastałem, żeby nigdy nie napawać się sukcesem, ale iść dalej. Jeśli jesteś tłumaczem symultanicznym i bierzesz udział w kilku projektach równocześnie (zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym) i sprawia ci to wciąż wielką radość, nie masz innego wyboru niż być osobą bardzo dobrze zorganizowaną i systematyczną. Ostatecznie, musisz mieć także szczęście, żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i z odpowiednimi ludźmi, którzy będą cię wspierać w twoich przedsięwzięciach.

14. Jest Pan tłumaczem ustnym (zarówno symultanicznym, jak i konsekutywnym) z języka angielskiego na polski i z polskiego na angielski, jak również z języka szwedzkiego na polski. Co poradziłby Pan młodym osobom, które chcą studiować języki obce? Obecnie jednym z popularniejszych kierunków studiów w Polsce jest filologia norweska. Czy zachęcałby Pan do nauki mniej popularnych języków obcych czy też raczej skoncentrowałby się Pan na doskonaleniu znajomości języka angielskiego, który jest przecież teraz wszechobecny?

Z perspektywy unijnej mogę powiedzieć, że najbardziej pożądane języki obce to tzw. „wielka szóstka”: angielski, niemiecki, francuski, włoski, hiszpański i polski. Nie chciałbym jednak sugerować, że jeśli nauczysz się tych pięciu języków, to od razu odniesiesz sukces w świecie tłumaczeń ustnych. Jest znacznie więcej istotnych czynników, które na to wpływają. Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że aby odnieść sukces w tej branży trzeba być bardzo upartym i nie schodzić z raz obranej ścieżki, która jest zwykle długa i kręta, a w czasie tej długiej podróży osiągamy zawodową dojrzałość. Chodzi mi o to, że osoby dojrzałe, niekoniecznie pod względem wieku, o wiele lepiej radzą sobie w trudnych i stresujących sytuacjach. Uwierz mi, w tym tkwi sekret. Dodatkowo, większość tłumaczy ustnych jest wykwalifikowanymi lingwistami, stąd wierzę, że gruntowna wiedza w określonej dziedzinie, np. stopień naukowy, jest wielkim atutem w tym zawodzie.


Wywiad i tłumaczenie: Aleksandra Święcicka

Aleksandra_Święcicka“Albo robić coś z pasją albo wcale” – to motto towarzyszy mi przez całe życie. Urodziłam się w Brzegu. Ukończyłam dziennikarstwo i komunikację społeczną ze specjalizacją zarówno w dziennikarstwie, jak i reklamie i promocji na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ponadto, ukończyłam lingwistykę stosowaną – filologia angielska z elementami filologii germańskiej ze specjalizacją tłumaczeniową na Wyższej Szkole Języków Obcych w Poznaniu. Byłam stypendystką w programie wymiany studenckiej Erasmus na Uniwersytecie w Dubrowniku, gdzie miałam niepowtarzalną okazję nie tylko dowiedzieć się więcej o środkach masowego przekazu i komunikacji publicznej, ale przede wszystkim spędzić wspaniały czas ze studentami z całej Europy. Moje największe pasje życiowe to podróżowanie dookoła świata, taniec nowoczesny i współczesny, jak również pisanie o nim. Pracowałam jako dziennikarka, korektorka i koordynatorka projektu filmowego. Obecnie, kończę staż dziennikarski w Parlamencie Europejskim.